
Nic na to nie poradzę! Uwielbiam rośliny i najchętniej wypełniłabym nimi wszystkie pomieszczenia w moim domu – a były czasy, kiedy niewiele brakowało, aby moje całe mieszkanie stało się prawdziwą dżunglą. Szybko dodam, że raczej nie mam ręki do kwiatów doniczkowych. Wstyd się przyznać, ale kiedyś wykończyłam kilka sukulentów i kaktusów. Bałam się, że wyschną, i niestety za często podlewałam, aż w końcu je przelałam.
Później było już o wiele lepiej. Podlewałam nie za rzadko i nie za często, a kwiaty pięknie rosły. I nadal byłoby tak pięknie, gdyby nie inwazja robali (prawdopodobnie wciorniastek). Fe! Do tej pory mam dreszcze, jak tylko sobie o tym przypomnę. Jedynie trzy okazy wygrały ciężką walkę i dziś świetnie się rozwijają. Całą historię znajdziesz we wpisie „Co się stało z moją urban jungle?” – link wrzuciłam na końcu tego postu.
Na szczęście moja druga dżungla na poddaszu w domu rodzinnym ciągle rośnie i ma się dobrze. Ogromna jest w tym zasługa mojej mamy, która pod moją nieobecność przejmuje opiekę nad wszystkimi roślinkami. Gorzej jest tylko wtedy, kiedy moja mama odwiedza mnie w Szwajcarii.
W moim drugim mieszkaniu rośliny pozostają nawet ponad miesiąc bez opieki. Nie mam sąsiada, który mógłby wpaść i je podlać, więc musimy sobie jakoś radzić. A dodam, że roślinki dają sobie świetnie radę i przetrwały już niejeden taki okres. Wybrałam okazy, które łatwo utrzymać przy życiu.
Rośliny dla leniwych
Zamiokulkas – idealna roślina dla wszystkich zapracowanych osób. Jest w stanie wiele wybaczyć. Podobno można go podlewać tylko raz w miesiącu. U mnie rośnie w mgnieniu oka. W tym samym czasie przy takiej samej pielęgnacji inne kwiaty padły, a on ciągle pnie się do góry i doniczka robi się za mała.
Dracena – to chyba jedyny kwiat, który jest ze mną od 2008 roku. Aż sama nie wierzę, że tyle lat minęło od czasu, kiedy tę małą roślinkę przyprowadziłam do maleńkiego pokoju w akademiku. Teraz rośnie w ogromnej donicy w moim domu rodzinnym. W Szwajcarii kupiłam identyczną i rośnie od ponad czterech lat. Jako jedna z trzech roślin przeżyła inwazję robali.
Monstera – jest to roślina doniczkowa, która świetnie radzi sobie z zaniedbaniami właścicieli. Tak jak dracena, również poradziła sobie z robakami. Dziwię się, że za każdym razem wybacza mi potknięcia w opiece. Kiedy przyjeżdżam do mieszkania po ponadmiesięcznej nieobecności, ona wita mnie nowymi listkami. Tak dobrze rośnie, że czasem wydaje się mi, że lepiej jej beze mnie!
Fikus, zwany także figowcem – roślina nie do zdarcia. Miałam kiedyś ten okaz w moim domu rodzinnym. Był ogromny, sięgał po sam sufit. Nie trzeba było przy nim wiele robić, wystarczyło podlać raz na tydzień i przesadzić co kilka lat (chociaż w książce podają, że wypada robić to częściej). Zapytałam mamy, dlaczego nie przetrwał. Okazało się, że nie lubił zmiany miejsc. Kiedy był ogromny, wylądował w dość chłodnym pomieszczeniu, co niestety źle wpłynęło na jego kondycję. Biedak zmizerniał i padł. Podobno nasz piesek również miał swój wkład – kilka razy zdążył go podlać.
Sansewieria cylindryczna, zwana inaczej wężownicą cylindryczną – to kolejna roślina wytrzymała na niekorzystne warunki uprawy. Nie lubi dużej ilości wody, dlatego jest świetnym okazem dla osób, które zapominają o podlewaniu. Za każdym razem, kiedy pojawiam się na moim poddaszu po długiej nieobecności, jestem zdziwiona tym, jak szybko rośnie.
Kluzja różowa – kupiłam ją w tym samym momencie co sansewierię i również nie ma z nią żadnych problemów. Piękna roślina o mięsistych, skórzastych, zielonych liściach, której nie są straszne niekorzystne warunki. Jest odporna na wysoką temperaturę, nasłonecznienie i suche powietrze.
Szeflera – to roślina, które jest dość łatwa w uprawie i toleruje wiele naszych niedociągnięć. Jej pielęgnacja polega głównie na podlewaniu i utrzymywaniu odpowiedniej temperatury powietrza. W moim mieszkaniu rosła bardzo szybko, świetnie znosiła moją nieobecność i byłaby ze mną jeszcze długo, gdyby nie inwazja robaków, na którą nie było mocnych.
Gatunki, które wymieniłam na mojej liście, są ze mną od kilku miesięcy, a niektóre nawet od kilku lat. Uwielbiam otaczać się roślinami, dlatego wybrałam takie, które potrafią wiele wybaczyć. Dzielenie życia między Polską a Szwajcarią spowodowało to, że nastąpiła naturalna selekcja moich roślin doniczkowych. Zostały tylko te okazy, które są w stanie przetrwać moją nawet kilkumiesięczną nieobecność. Były także takie okazy, które padły mimo mojej opieki.
Co się u mnie nie sprawdziło?
Bananowiec Musa Tropicana – coś poszło nie tak. Bananowiec zaczął usychać i został tylko jeden zielony listek.
Guzmania – wystarczy ją ustawić w jasnym miejscu i podlewać raz w tygodniu. Trzeba pamiętać, że po przekwitnięciu cała góra zasycha, a na dole pojawią się młode pędy. Wiele osób wtedy myśli, że ukatrupiło roślinkę, dlatego wyrzuca ją do kosza. A okazuje się, że to naturalna kolej rzeczy. Moja guzmania wypuściła obok zielony pęd, ale nie przesadziłam jej na czas. Myślałam, że zrobię to przy kolejnej wizycie, ale niestety okazało się, że po powrocie pęd również był suchy.
Zauważyłam, że moje rośliny o wiele lepiej znoszą brak wody niż przelanie. Właśnie w ten sposób uśmierciłam kilka sukulentów i kaktusa. Przy podlewaniu często włącza się mi czerwona lampka – zazwyczaj wtedy przypominam sobie, kiedy ostatnio to robiłam. Jeśli okazuje się, że dawno temu, to mam ochotę nadrobić zaległości i solidnie podlać. A jak się okazuje – to najgorsze, co mogę zrobić. Właśnie wtedy muszę się najbardziej kontrolować i dać kwiatom tyle wody, ile potrzebują.
Pozostałe wpisy o roślinach doniczkowych
Urban jungle – rośliny w moich wnętrzach
Co się stało z moją urban jungle?
5 powodów, dla których warto mieć rośliny doniczkowe w domu
Jeśli uważasz, że nie masz ręki do roślin, a bardzo je lubisz, to wcale nie musisz z nich zrezygnować. Jak widzisz, są gatunki, które nie wymagają opieki i nadają się do mieszkań zapracowanych osób.
Jestem ciekawa, czy masz na sumieniu ukatrupienie jakiejś niewinnej roślinki?