
Świąteczny kiermasz w Colmar co roku trafia na listę najpiękniejszych bożonarodzeniowych jarmarków na świecie. Nic dziwnego, bowiem całe miasto jest przepięknie przystrojone, w powietrzu unosi się zapach naleśników i grzanego wina, słychać gwar i widać radość na twarzach ludzi przechodzących obok. Colmar przypomina baśniowe miasteczko, które znamy z obrazków dla dzieci.
Colmar to francuskie miasto, które zaliczane jest do jednych z najpiękniejszych miast Alzacji. Za sprawą dzielnicy położonej nad kanałem nazywane jest także Małą Wenecją. Wybrałam się do tego miejsca jak sójka za morze. A to za późno, żeby jechać, paskudna pogoda, za dużo ludzi, żeby pchać się z małym dzieckiem w wózku. W końcu stwierdziłam, że nie będzie lepszego momentu i tak w drugi dzień Nowego Roku zawitałam w Colmar. Była to pierwsza dłuższa podróż z moim trzymiesięcznym synem, który nie sprawił nam dużych problemów (oprócz płaczu podczas przewijania, który wywołany został głośną suszarką do rąk). Cieszę się, że rośnie nam nowy podróżnik 🙂
Colmar – świąteczna atmosfera
Urokiem tego miejsca są uliczki, które tworzą labirynt oplatający miasto. Na każdej z nich ciągną się malownicze kamienice z muru pruskiego. W okresie świątecznym okiennice są ciekawie przystrojone i oświetlone. Wieczorem, kiedy włączone są wszystkie światełka, całe miasto zamienia się w baśniową krainę, a budynki przypominają domki z pierników. Miałam wrażenie, że za chwilę wyskoczą krasnoludki!
Miasteczko zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Szkoda, że zdjęcia nie oddają magii tego miejsca. Na miejscu byliśmy dość późno, bo po godzinie 16. W trzy godziny zrobiliśmy spacer po miasteczku, a także wstąpiliśmy do restauracji napić się czegoś ciepłego i skosztować tradycyjnej alzackiej kuchni. Nie jestem tak odważna jak mój mąż, który zamówił ślimaki z masłem pietruszkowo-czosnkowym i mięsną tartę z roesti.
Na koniec jeszcze mała ciekawostka. W Colmar urodził się Auguste Bartholdi – twórca Statuy Wolności.
To było piękne powitanie Nowego Roku! Planuję jeszcze powrócić do tego miejsca, bo kilka godzin, to zdecydowanie za mało.
Na koniec podrzucam moje wpisy z Francji: