
Sierpień to kolejny miesiąc, który minął w mgnieniu oka. Działo się tak wiele, dlatego wydaje się mi, że miał 60 dni, a nie 30! Moje przygotowania na ten “wielki moment” wkraczają w ostatnią fazę, ale na szczęście niewiele zostało do zrobienia. Teraz przyszła pora na odpoczynek i zbieranie sił na zbliżający się wrzesień.
Tu i teraz, czyli co działo się w sierpniu
CZUJĘ SIĘ całkiem nieźle, chociaż przyznam szczerze, że już mam dosyć upałów. Dawniej bardzo lubiłam taki gorąc, ale w ciąży najchętniej zamieniłabym go na deszczową pogodę. W tym roku w Szwajcarii mamy bardzo udane lato, ponieważ od czerwca utrzymuje się temperatura w granicach 27-30 stopni, a deszcz pada najczęściej w nocy. W ciągu dnia ciężko wytrzymać na słońcu, dlatego najchętniej wychodzę z domu dopiero wieczorem.
CIESZĘ SIĘ ze zbliżającej się jesieni, która przyniesie ulgę, ale i wiele nowości! Nie wiem jak bardzo zmieni się moje życie za miesiąc, dlatego staram się nie zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę. Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak zorganizowana i spokojna jak teraz. Chociaż pracuję mniej, to moja praca jest bardziej efektywna, a przykładem jest napisanie kilkunastu wpisów na kolejne trzy miesiące.
We wrześniu CHCIAŁABYM rozpocząć naukę nowoczesnej kaligrafii. Już kiedyś próbowałam swoich sił w tej technice, jednak za szybko to przerwałam. Kupiłam zeszyt do ćwiczeń, książkę ze wskazówkami i kolorowe pisaki pędzelkowe. Po lipcowym wyzwaniu akwarelowym zauważyłam, że dobre efekty w wyrabianiu nowych umiejętności daje powtarzanie danej czynności przez kilkanaście dni codziennie i poświęcanie na nią dosłownie kilka lub kilkanaście minut. W podobny sposób chcę uczyć się hand letteringu.
JESTEM WDZIĘCZNA ZA piękne lato, a nawet za upały, które mam już po dziurki w nosie. Ostatnie miesiące były dla mnie bardzo udane i nie pamiętam kiedy byłam tak szczęśliwa jak teraz.
PRACUJĘ NAD ograniczeniem czasu pracy i wysiłku. W ciąży czuję się świetnie, mam dużo energii i nie czuję ogromnego zmęczenia, jednak intensywny dzień daje o sobie znać dopiero w nocy. Niestety jest to mój największy problem, ponieważ potrafię biegać cały dzień bez opamiętania i nie wiem kiedy powiedzieć stop. Do terminu został tylko miesiąc, dlatego teraz powinnam sobie odpuścić i ograniczyć listę zadań.
UCZĘ SIĘ niemieckiego, a może inaczej – kontynuuję lekcje tego języka. Powolutku zaczynamy się lubić. Cieszę się, że jeszcze raz dałam mu szansę i znalazłam nauczyciela, który prowadzi ciekawe spotkania. Obce języki nigdy nie były moją mocną stroną, dlatego też ich nauka nie sprawiała mi przyjemności. Jednak widzę, że regularność, systematyczność i przede wszystkim pozytywne podejście przynosi efekty.
SŁUCHAM albumu Blood autorstwa Lianne La Havas. Lubię pracować przy takiej muzyce, ponieważ pozytywnie mnie nastraja, nie jest bardzo angażująca, ale jest ciekawa. W dodatku muzyka Lianne bardzo przypomina mi twórczość Jessie Ware, którą uwielbiam. Wpadła mi także w oko okładka albumu – chyba dlatego, że w podobnym klimacie utrzymane jest moje zdjęcie profilowe.
OGLĄDAM. Właśnie obejrzałam ostatni odcinek Gry o tron i teraz nie pozostaje mi nic innego jak jedynie czekać na kolejny sezon, który pojawi się prawdopodobnie dopiero za rok. W przerwach między odcinkami GOT oglądałam serial The Durrells, opowiadający historię angielskiej rodziny, która przeprowadziła się na grecką wyspę Korfu. Pierwszy sezon zachwycił mnie przepięknymi zdjęciami i świetnie uchwyconym klimatem z lat 30. XX wieku. To lekki i pozytywny serial, idealny na spokojny wieczór.
CZEKAM NA końcówkę września. To dla mnie bardzo ekscytujący czas, pełen szczęścia, ale także pozytywnego niepokoju.
Tak na podsumowanie dodam, że sierpień był całkiem udany. Jak na porę wakacyjną na moim blogu działo się całkiem dużo, co mnie cieszy, bo obawiałam się dłuższej przerwy. Okazało się, że dobra organizacja i motywacja potrafią zdziałać cuda.
A jak minął wasz sierpień?
Tutaj znajdziecie pozostałe wpisy z serii Tu i teraz: lipiec 2017, maj 2017, marzec 2017.