Sieciówki, slow fashion i tradycja – czyli o modzie słów kilka

Sieciówki, slow fashion i tradycja - czyli o modzie słów kilka

Jedną z najcenniejszych pamiątek w mojej rodzinie jest gorset góralski, który ma ponad sto lat. Moja prababcia brała w nim ślub i zapewne zakładała na niejedną ważną okazję. Później przechodził z rąk do rąk i w końcu trafił do mnie. Kiedy byłam małą dziewczynką, rodzice zmuszali mnie, abym ubierała go na większe uroczystości (zazwyczaj kościelne). Strój wydawał mi się stary, zniszczony, mało kolorowy – wiedziałam, że ma wartość ponadczasową oraz kryje w sobie rodzinną tradycję, ale po prostu wstydziłam się w nim chodzić.

W mojej wsi noszenie góralskiego stroju nie było tak popularne, jak w miejscowości,  której wychowała się moja mama. Zakładałam go, ale bardzo niechętnie, dlatego wszystkie zdjęcia w albumie są z naburmuszoną miną. Kilka osób chciało odkupić gorset, oczywiście za jakieś marne grosze, ale zawsze stanowczo odrzucaliśmy propozycje. Musiałam dojrzeć, aby dostrzec jego prawdziwe piękno i docenić każdy ubytek, z którym wiązała się zupełnie inna historia. Dziś również i ja jestem częścią jego opowieści.

Ubranie z tradycją - gorset góralski

Ubrania z duszą

Kiedyś strój ludowy był odświętnym ubiorem, który sprawdzał się na wiele okazji i najczęściej był jedynym z kilku – a czasem nawet jedynym – na całe życie. Kiedy zastanawiałam się nad tym, stwierdziłam, że dzisiaj gromadzimy za dużo rzeczy wokół siebie. Często tak marnej jakości, że służą nam tylko przez jeden sezon. A kiedy potrzebujemy czegoś na już, to okazuje się, że nic się nie nadaje i trzeba kupić nowe.

W mojej szafie mam jeszcze dwie bluzki, które wyhaftowała moja babcia. Nosiła je moja ciocia, a później ja w okresie studiów. Bardzo je lubię, nie tylko dlatego, że pięknie wyglądają, ale również dlatego, że są cenną pamiątką, którą pozostawiła po sobie moja babcia. To właśnie ona była dla mnie ogromną inspiracją i to dzięki niej polubiłam rękodzieło.

Slow fashion - ręcznie haftowana bluzka

Dobra jakość

Na początku lipca odbyła się bardzo ważna dla mnie uroczystość, czyli Chrzest mojego syna. Z tej okazji szukałam czegoś eleganckiego, bo sukienki w mojej szafie były albo za krótkie, albo ze zbyt dużym dekoltem, albo były za ciasne. Przejrzałam na szybko wszystkie sieciówki, w których rozpoczęły się wyprzedaże. Chociaż asortyment był bogaty, to jednak nic nie nadawało się na tę okazję. Byłam w kropce. Na szczęście z pomocą przyszła Marysia z Marie Zélie, która doradziła odpowiedni model sukienki i zajęła się szybką wysyłką. Paczka dotarła na czas, a mi kamień spadł z serca, że nie będę ubrana w przypadkowy ciuch. Nie spodziewałam się, że po wyciągnięciu sukienki zostanę tak pozytywnie zaskoczona – w końcu wiedziałam co kupiłam. Od razu zauważyłam dobrą jakość materiału, mocne szycie i to, że projekt jest przemyślany. Po przymiarce okazało się, że leży idealnie i spełnia moje wszystkie wymagania. Wiem, że będzie służyć przez lata i sprawdzi się podczas nie jednej ważnej okazji.

Marie Zélie - sukienka

A właściwie dlaczego o tym piszę? A no dlatego, że właśnie wtedy dotarło do mnie jakiej jakości ubrania lądują w mojej szafie. Okazało się, że sukienka Marie Zélie to nieliczny przykład ubrania z dobrego gatunku. Jest lepiej niż kilka lat temu, ponieważ nie kupuję na siłę i bardzo często wychodzę ze sklepu bez niczego. Wiem czego potrzebuję, a co jest zbędne, ale mimo to zdarzają się wpadki. Niektóre rzeczy świetnie wyglądają w przymierzalni, ale dopiero po zakupie widzę ich wady. Materiał za bardzo prześwituje, albo szycie jest tragiczne i później ubranie nie układa się ładnie i zwija. Zauważyłam, że od jakiegoś czasu jakość ubrań z sieciówek bardzo się pogorszyła. Piorę i prasuję zgodnie z instrukcją, a one i tak kurczą się i zaciągają. Mam wrażenie, że stworzone są tak, aby przetrwać tylko sezon lub dwa.

Slow fashion

Podczas wyprzedaży można złapać perełkę, jednak najczęściej jest tak, że wychodzi się z pełną siatką ubrań, które po jakimś czasie nadają się jedynie do chodzenia po domu. Sumując koszty takich zakupów może nam wyjść całkiem ładna sumka. Czasem warto dopłacić trochę więcej i mieć dobrą jakościowo rzecz i cieszyć się nią przez lata. W mojej szafie jest wiele ubrań, w których chodzę od lat, ale niestety gołym okiem widać, że okres ich świetności już dawno minął.

Moja szafa od kilku miesięcy czeka na generalne porządki i chociaż jestem świadoma tego problemu, to ciągle mam jakieś wymówki. Przed urodzeniem dziecka starałam się systematycznie robić segregację – część ubrań odkładałam na te po domu, a resztę oddawałam osobom, którym mogły się spodobać. Dziś do tego wszystkiego doszła garderoba malucha, dlatego mam wrażenie, że ubrania zasypują mnie z każdej strony. Kiedyś sceptycznie spoglądałam na slow fashion, a dziś wiem, że może być wybawieniem.

Przeglądając szafę mojej mamy często od niej słyszę: “o, ile lat chodziłam w tej spódnicy”. W okresie PRL-u w sklepach prawie nic nie było, ale jak się już coś udało dostać, to dbało się o to jak o złote jajko. Moja mama w szafie ma wiele rzeczy, które mimo częstego noszenia są prawie nie zniszczone. Chciałabym kiedyś wyciągnąć z szafy ubranie i spoglądać na nie z takim sentymentem. Właśnie dlatego powoli zmieniam moje podejście. Ciężko być w tym temacie zero-jedynkowym, ale warto zwracać uwagę na to co, gdzie i ile kupujemy. Dobre podstawy już mam, bo od wielu lat wybieram porządne buty zimowe, kurtki i płaszcze. Na zimę kupuję wysokiej jakości rzeczy, które służą mi już jakiś czas. Teraz pora na garderobę!

Slow fashion - Marie Zélie

A jakie jest wasze podejście do mody? Zwracacie uwagę skąd pochodzą wasze ubrania?

Close